środa, 26 października 2011

Naturalne

Browar Gościszewo odkryłem podczas ostatnich wakacji nad morzem. Gościszewo to mała wieś pod Malborkiem. Rycerz właśnie stamtąd pochodzi. Idę ja sobie ostatnio po Leclercu na Bielanach, patrzę: stoi! Cud! Po prostu cud! Wziąłem trzy. Dwa dni później znów do wodopoju, ale został tylko jeden i to tak wciśnięty, że nijak go wyciągnąć. Zakuty rycerz. Trudno. Ale było Naturalne, z tego samego browaru. Naturalnie, że kupiłem. Nad morzem było zbyt drogie, tutaj nie. Etykieta zachęcająca, jak najbardziej kojarząca się z naturą. Degustuję – i pycha! Sama natura! Prawdziwie niepasteryzowane, żadnego oszustwa. Piwo smakowało mi to ostatniego łyka. Myślę, że to doskonała alternatywa dla Lwówków i Ciechanów, które coś mi ostatnio są za jasne....

środa, 12 października 2011

Zamkowe Niepasteryzowane

To właściwie to samo co Namysłów Niepasteryzowane. W jakiś sposób łączy się z Zamkowym, które jest okrętem flagowym tego browaru (reklamy, banery), choć nie wiem po co, bo pić tego nie sposób. Co innego Niepasteryzowane. Pozostała formuła 28 dni świeżości . Piwo już omawiałem, jest bardzo dobre, mam nadzieję, że się nie zepsuje. Tyle o piwie. Mógłbym teraz dać tu stosowny fragment o jakimś zamku, a tych w książkach, które wyjdą w przyszłym roku, nie brakuje. Ale zdam się na przypadek. Oto przypadkowy fragment:
Kanonik słyszał wyraźnie ciężki oddech intruza. Odruchowo sięgnął w bok, gdzie przy pasie nosił sztylet, ręce namacały jednak tylko zgrubiałą fałdę długiej koszuli. Wyciągnął ręce jeszcze dalej, palce natrafiły na chropowatą powierzchnię. Ściana. Dłonie prześliznęły się po zimnej powierzchni, natrafiając po chwili na twardą i kanciastą wypukłość. Krucyfiks! Jedna z nielicznych rzeczy, jaka mu została...

Delikatnie odciągnął kawałek drewna od ściany, palce zacisnęły się na nim chciwie, aż poczuł ból w stawach. Z największą delikatnością zdjął krzyż z gwoździa, po czym powoli uniósł go ku górze, gestem misjonarza wśród pogańskich ludów, i mocno za siebie, jakby chciał pokazać i niebiosom powód swego bytowania na ziemi.

– Giń, szatanie! – wycharczał, celując w miejsce, gdzie spodziewał się głowy intruza.

Głośny furkot przeszył powietrze, jednak oręż natrafił na próżnię. Andrzej zaczął wymachiwać krzyżem jak oszalały, jednak za żadnym razem nie udało mu się dosięgnąć niewidocznego wroga. Wreszcie, wyczerpany, padł na ziemię. Krucyfiks wypadł z bezwładnej ręki kanonika i huknął o drewnianą podłogę.

Andrzej Kopernik zasnął w ciągu jednej chwili.

piątek, 7 października 2011

Trybunał

Brzmi groźnie. Jak sąd lub więzienie. Postawić kogoś przed trybunałem, wysłuchać wyroku trybunału... A wszystko dlatego, że piwko pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego, z Sulimara. Jeszcze nie piłem złego piwa z tego browaru. Czy tak będzie i tym razem? Tak! Trybunał, do którego wyprodukowania użyto trzech rodzajów słodu: jęczmiennego, pszenicznego i karmelowych, zachwyca najpierw swoją barwą i pianą, potem smakiem, wreszcie mocą. Reklamują je, jako długo leżakowane. Wierzę. Warto czekać. Tak jak warto było czekać na wiadomość, którą dostałem we wtorek i która odrobinę wiąże się z piwem Trybunał. Jedno z największych i najważniejszych wydawnictw w Polsce chce wydać książkę, którą zapoczątkowałem nowy cykl powieściowy i której akcja częściowo dzieje się właśnie w Piotrkowie. Na razie sza. Fragment dam:
Pociąg z Łodzi do Warszawy spóźnił się kilka minut, jednocześnie ekspres wiedeński wjechał na stację w Koluszkach jak zwykle, czyli punktualnie. Stach i Maria musieli się więc nieźle napocić, aby zdążyć z przesiadką. Ale, na szczęście, udało się.

Kiedy niespełna godzinę później wysiedli na stacji w Piotrkowie Trybunalskim, dworcowy zegar wskazywał parę minut po piątej po południu.

– Powrotny mamy dokładnie za dwie godziny – poinformował swoją towarzyszkę Berg, choć nie sprawdził tego wcześnie na tablicy przyjazdów i odjazdów pociągów.

Pod budynkiem dworca wsiedli do dorożki. Detektyw podał fiakrowi adres, który jednak nieco, celowo, zniekształcił, wymieniając numer sąsiedniego domu. Było to starą praktyką, chroniącą przede wszystkim przed pamięcią świadków.

Wtedy, być może właśnie za sprawą nieścisłości przy podawaniu adresu, a może z zupełnie innych powodów ze zmęczeniem podróżą na czele, Potulicką dopadły wątpliwości. A że była kobietą, nie mogła nie obrócić ich szybko w słowo:

– Nie spodziewałam się, Boże, nawet w najczarniejszych snach, że spotka mnie coś takiego... – powiedziała półgłosem, a patrzyła przy tym przed siebie, jakby szerokie plecy człowieka siedzącego przed nimi na koźle były przeźroczyste.

– Co pani ma na myśli? – zapytał uprzejmie i również niezbyt głośno Stanisław Berg.

I wtedy coś w Marii puściło.

– Przemoc, kłamstwa... Co my najlepszego robimy...