Lwówek nam się rozkręca! Kolejne piwo to pilzner o nazwie Wrocławskie, leciutki, z wyraźną goryczką i piękną etykietą. Wrocław zawsze będzie mi się kojarzył z E. Mockiem z powieści Marka Krajewskiego. Mało kto tak jak on opisuje dziś na przykład sposób jedzenia, w ogóle jedzenie, a także i picie, w tym piwa. Szkoda, że Mock został zamieniony na Popielskiego i Lwów, co nie zmienia faktu, że na każdą z książek Krajewskiego czekam i będę czekał z niecierpliwością. Denerwuje mnie natomiast wysyp kryminałów retro (retro – czytaj: XX-lecie międzywojenne). Wystarczy znaleźć miasto, co to kiedyś było niemieckie, powołać do życia komisarza Schnydtke czy Pompke i kryminał gotowy. Ech, na epigonów powinien być paragraf...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz