Po dłuższej przerwie wracam do pisania o piwach, co nie znaczy, że przez ten czas nie piłem. Owszem, nic się nie zmieniło, ale jakoś z czasem gorzej. Najpierw cyzelowałem jedną książkę, potem drugą, a czeka mnie trzecia. Urlop zawsze sprzyjał eksperymentom. Tym razem byliśmy w Krynicy Morskiej. W sklepach kiepsko, jeśli chodzi o zaopatrzenie w piwo. Tylko w jednym nieco lepiej. Najwięcej mieli produktów Browaru Amber z Bielkówka koło Gdańska. Omawiałem już w tym blogu Amber Naturalny, ale muszę nieco zrewidować swój pogląd. Otóż nad morzem i pite z butelki, w dodatku na balkonie i w dobrym towarzystwie piwo wiele zostało. Nie jest co prawda naprawdę niepasteryzowane, ale byłem to w stanie wybaczyć. Produkty z tego małego browaru w istocie zasługują na to, by je kupować. No i nazwa, tak browaru, jak i piwa. Amber. Bernstein, bursztyn. Mierzeja Wiślana to miejsce, gdzie najłatwiej go znaleźć. Kiedyś był to towar eksportowy, po który wyprawiali się tu kupcy z południa Europy. W powieści, która wyjdzie jesienią, a której akcja rozgrywa się tam właśnie, pisałem: Było to wielkie emporium, gwarny port z cumującymi weń łodziami i większymi statkami, na których uwijali się żeglarze o ciemnej skórze. Obwałowanie i urządzenie osady, brzęk monet, przewalający się uliczkami wielojęzyczny tłum kupców i niewolników, jak i pędzone na handel czy ubój stada krów, owiec i świń, wreszcie szczególna gościnność Prusów – wszystko to zrobiło na przybyszach ogromne wrażenie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz