czwartek, 26 sierpnia 2010

Drugie spotkania

Jak ważne jest pierwsze wrażenie, wie wielu ludzi, także ci, którzy mówią, że zakochali się od pierwszego wejrzenia. Zdarza się, co poradzić. Ale czasem warto dać drugą szansę. Komuś się przedstawiłeś na imprezie, on tobie, potem bania, nazajutrz nie pamiętasz, jak się nazywasz, a co tu jeszcze pamiętać, jak nazywają się inni. W takim przypadku można poznać się raz jeszcze. Tak było i w moim przypadku. Kiedyś poznałem Raciborskie, mocne, mocarne, wyraziste, ale może zbyt wyraziste, żeby wracać, żeby dobrze wspominać. Znajomy piwosz i grafik, Piotr C., w ubiegłym tygodniu przyniósł mi właśnie Raciborskie. W tym samym czasie i sprzedawca w moim ulubionym sklepiku piwnym bardzo je zachwalał. Nabyłem drugie, bo po co się męczyć, zaaplikowałem. I w porządku! Tak samo było z Łomżą niepasteryzowaną. Rozlewanie jej do małych butelek to tylko drażnienie lwa. Udało mi się kupić trzy duże i wtedy dopiero poczułem ten smak. Ciekawostka: 0,33 i 0,5 w tej samej cenie. Pojawił się za to inny problem – data ważności na tym piwie – 12 listopada. Czy to jest jeszcze piwo niepasteryzowane? Kto mi odpowie?

czwartek, 12 sierpnia 2010

Leżajsk Pełne

Najlepsze piwo to leżajski full. Gul, gul, gul... – śpiewał kiedyś Bufet i jego "Wańka wstańka". W tym samym czasie, gdy wszyscy śpiewali tę pieśń zaangażowaną, istną reklamę, a jakże (ci, co nie kumali, śpiewali zresztą "leżański..."), ja jechałem po raz pierwszy w życiu w Bieszczady. Był rok 1988, lipiec. Ekipa z OLW w Olsztynie postanowiła ruszyć na pałę. W stanicy w Wetlinie rządziła Legnica, ale i tak nas przyjęli. Zaczęliśmy chodzić. Na przykład z WOP-istami na patrole. Jeden żołnierz uzbrojony był w lornetkę, drugi zaś w kałacha... z pustym magazynkiem. Rawki, Kremenaros, Smerek, Tarnica, Halicz, połoniny. Oj, było, było. Było też tzw. "Ranczo", czyli drewniana pijalnia piwa w Wetlinie, gdzie czas spędzało się przy gitarze i nie tylko. Któregoś dnia, kiedy przechodziłem tamtędy samotnie, zaczepił mnie "Kosa", gitarzysta, luzak. Pochodził ze Szczytna i był znany z tego, że gdy przed końcem semestru lub roku szkolnego groziło mu pięć niedostatecznych, zostawiał kartkę rodzicom: "Kochani, przeżywam kryzys, jestem w Bieszczadach". I naprawdę tam jechał! Tego dnia Jacek "Kosa" nabył dwa leżajski, więc poczęstował mnie jednym. Było to jedne z pierwszych piw w życiu, jakie w całości wypiłem. Potem jeszcze kilka razy wymykałem się z obozu, by, wbrew prawu harcerskiemu (późniejszego fanatycznego posłuszeństwa żałuję do dziś!), zamówić zestaw dość osobliwy: leżajsk, oranżada i wafle o smaku waniliowym, samo piwo to było stanowczo zbyt... gorzko, piwne. Z czasem, na szczęście, z tego dosładzania człowiek wyrósł. Niestety, z czasem też straciłem kontakt z Bieszczadami. Nie wiem, co porabia "Kosa", czy wciąż leczy smutki, jadąc na południe? Ale kupiłem leżajsk w moim sklepiku. Czy przypomniał mi tamte chwile? Sam nie wiem, nie pamiętam smaku tamtego piwa, ale z pewnością kiedyś było lepsze, bo nie korporacyjne. I jeszcze jedna rzecz: czytając recenzje piwne zacząłem zwracać od niedawna uwagę choćby na taki szczegół, jak fakt pozostawania zacieków z piany na szklance. Jeśli są, to dobrze. Leżajsk ich nie miał.

czwartek, 5 sierpnia 2010

Książęce Lwówek Śląski

Nareszcie! Na to piwo długo czekałem. Idzie ku dobremu, skoro polski browar, czyli Ciechan, wznawia produkcję w innym browarze, w Lwówku Śląskim, zamkniętym kilka lat wcześniej. Warto dodać, że data 1209 na etykiecie i w nazwie browaru wcale nie jest na wyrost. Miastu przywileje dawał sam Henryk Brodaty, także i on uregulował sprawy warzelnicze. Jaki będzie następny krok właściciela Ciechana? Proponuję reaktywację browaru w Braniewie. A jak sam produkt? Z początku bałem się, że będzie to po prostu drugi Ciechan Niepasteryzowany (bardzo podobna etykieta). Ale nie, już po wlaniu do szklanki okazało się, że kolor ciemniejszy, smak szachetny, pełny. Piwo jest oryginalne, broni się doskonale.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Kanclerz

Wakacje to zawsze dobry czas na eksperymenty, a że zazwyczaj spędzamy dwa tygodnie nad morzem, badania dotyczą tamtejszych produktów. Od razu w oko wpadł mi Kanclerz, piwo z browaru Brok, zakupionego przed rokiem przez Van Pura. Kanclerz jest piwem lokalnym i bardzo dobrym. W dodatku w sklepikach kosztował w okolicach dwóch złotych. Zauważyłem, że pijają go miejscowi (znakomita większość tak letników, jak i sklepikarzy jest niereformowalna – liczą się tylko na trzy lodówki korporacji...). Znakomitym i nieco bardziej znanym uzupełnieniem Kanclerza był Brok Sambor. Ale urlop szybko się skończył, czas było wrócić do codzienności, a ta, jak zwykle, nie daje wielkich nadziei, że coś się zmieni. Jedną z granic, których nie powinno się przekraczać, jest granica śmieszności. To, co zrobili politycy PiS, nawołując do bojkotu KP za reklamę Zimny Lech, to kuriozum. Że też idiotów wybiera się do Europarlamentu... W ramach owego bojkotu kupiłem zatem wczoraj Dębowe i wypiłem na zdrowie.