czwartek, 4 lutego 2010

Premium Cornelius

Dwa piwa z Piotrkowa, niefiltrowane (choć paprochy nie pływają), jęczmienno-pszeniczne, możliwe, nawet mocno w łeb walące. Na pięknej etykiecie panorama miasta. jako dodatek wrzucam fragment ukończonej wczoraj powieści:
Siedzieli przy biesiadnym, suto, choć w odpowiednio na czas adwentu zastawionym stole w jednej z karczm w sercu samym Piotrkowa, skąd przez wąskie okna, w świetle gasnącego szybko dnia, było widać zamek, w którym już ogrzewano komnaty w oczekiwaniu na rychłe przybycie króla Zygmunta.

– Mikołaju, Mikołaju! – uszu kanoników doszedł podniesiony głos.

Przez ciżbę przepychał się sługa jednego z kanoników. Kilka par oczu odprowadzało go aż do stołu, zajmowanego przez panów z Fraunenburga.

– Co się urodziło, Kurt? – zapytał kpiąco i w zastępstwie Kopernika Sculteti.

Sługa nazwany Kurtem stał przy stole i sapał przez dłuższą chwilę. Z burki, którą miał na grzbiecie, unosiła się para.

– Pan mój, Herbert Kunze, zaniemógł! – wyrzucił wreszcie z siebie.

Kanonicy Jan i Mikołaj tylko popatrzyli na siebie. Wiedzieli dobrze, co mogło zaszkodzić kantorowi fromborskiego, i że i tym razem przeżyje. Doktor Mikołaj jednak nie potrafił nie przejmować się takimi wiadomościami.

– Powiedz swojemu panu, że za dwa pacierze będę – rzekł ze spokojem.

Kiedy Kurt oddalił się, Jan Sculteti popatrzył pełnym melancholii wzrokiem ponad głowami i ramionami gości, za okno karczmy, w którym dzień już zgasł na dobre.

– Niech no tylko zdrów będzie na jutro nasz drogi kantor Kunze, opój i obżartuch – powiedział jakby do siebie. – Jutro wielki dzień...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz