niedziela, 14 lutego 2010

Tatra

Ostatni raz piłem, a jakże, w Zakopanem, jakieś osiem lat temu, uprzednio przeciągnięty, przepędzony po górach w środku zimy przez jedną maniaczkę. Kilka dni temu aż tak daleko na południe nie dotarłem, ale i tak kawałek. No i góry inne. Warszawa o godzinie 10 w dzień powszedni zasypana śniegiem, jezdne białe. Nadzieja tylko, że E-77 będzie czarna i mokra. Akurat! Dopiero sporo kilometrów za Grójcem jakby nożem uciął, a raczej lemiesz opuścił i sól zaczął sypać. Ale i tak następnego dnia trzeba było dwa passaty odkopywać z podwórka znajomych, ziemi czarnej nosić, pchać, gazować, kombinować. Po wysiłku, choć wilków nie przepędzałem jak w reklamie, tatry właśnie, piwo z Heinekena-zaborcy, czyli Żywca. Mocne cholerstwo, choć to tylko jasne pełne. Zmuliło szybko. Nie ma o czym gadać. Tylko spać. Ale może o to chodzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz