czwartek, 31 marca 2011

Nowe stare

Jak właściciel Ciechana powiedział, tak zrobił. Na kontretykiecie jest napisane: "NIEUTRWALONE oznacza, że nasze piwo jest: niepasteryzowane, niesterylizowane, niewyjałowione. Po prostu jest NATURALNE". Niech to będzie bat na oszustów, którzy piszą niepasteryzowane na piwach, które mają pół roku przydatności do spożycia. W związku z tym odrobinę zmieniła się też etykieta Ciechana. Jest wyraźniejsza, lepsza. Jakiś czas temu zmieniła się też puszka innego pysznego piwa – Zwierzyńca. Czy na lepsze? Trudno powiedzieć, ale z kronikarskiego obowiązku należy o tym napisać. I wypić na zdrowie!

środa, 23 marca 2011

Lwowskie

Miało być tak pięknie, a było jak zwykle. Właściwie gdy widzi się zieloną butelkę, powinien być to znak, że piwo w niej będzie banalne. Zaraz po otwarciu takiego piwa czuję zapach dokładnie taki sam, jaki przed laty czułem, wchodząc do sklepu, w którym sprzedawano... środki ochrony roślin. Czy ktoś mi może wytłumaczyć, co to jest? Lwowskie nie zachwyca, zwyczajne babskie siki, za to kosztuje nieźle! Pozostaje tylko Lwów jako miasto, stare i piękne. Nigdy tam nie byłem, znam je na razie z książek Pawła Jaszczuka i Marka Krajewskiego, ich czterech na razie kryminałów, ale takich, które nie dzieją się nigdzie, tylko właśnie tam. To widać i aż pachnie ten Lwów w tych książkach. I tym sposobem znów zlazłem na literaturę. Czy da się to jakoś leczyć?

wtorek, 22 marca 2011

Staropolskie Mocne

W wielu miejscach mówi się o takich piwach: wynalazki. A przecież Browar Staropolski ze Zduńskiej Woli został założony w 1892 roku! I warzy piwo do tej pory. Inna sprawa, w co je leje. W sklepach od jakeigoś czasu można kupić piwo z tego browaru w butelkach niepowtarzalnych: półtoralitrowy pet z korkiem na druciku, przywodzący na myśl stare dzieje i dzisiejszego Grolscha. Kilka miesięcy temu byłem w Łodzi, gdzie, niedaleko Piotrkowkiej, znajduje się firmowy sklep Browaru Staropolskiego. Ale Staropolskie Mocne kupiłem dopiero teraz, z zamiarem przetestowania w piątkowy wieczór. Pierwszy łyk odrzucił, ale już kilka następnych zaświadczyło o smaku, specyficznym, i niewątpliwiej mocy tego piwa. W nocy było trochę gorzej, ale cóż. Przeżyłem. Sumując – to kolejne piwo od Anstadta, którego właściciel, gdyby żył, nie musiałby się wstydzić. To też kolejne piwo, które można zabrać ze sobą w plener. I wiem, że jeszcze kilka razy będą je pili bohaterowie pisanej właśnie przeze mnie powieści. Bo przecież: – Żywieckie, żywieckie... No, nie, rzekłbym nawet, szanowny panie, raczej: nigdy! – brzmiała ocena piwa, o pojawieniu się którego informowała stosowna reklama, a pan Pliszka, by się nie narazić swojemu pryncypałowi, wyrażał tę opinię szeptem, ciamkając przy tym z dezaprobatą. – Ale już niedługo, pan szanowny uważa, uwarzą pierwszą brzeczkę w Zduńskiej Woli, u Anstadta. Bo nie ma to jak nasze piwo, prawda!

czwartek, 10 marca 2011

Jabłonowo na miodzie gryczanym

Nie jestem fanem ciemnych piw, bo za bardzo przypominają coca-colę. Smakują zreszta też podobnie. Tak sam nie kupuję piw miodowych, bo to, w mojej ocenie, nic innego jak tylko gazowana woda z miodem. Jednak piwo na miodzie gryczanym, produkt Browaru Jabłonowo, z jakichś powodów przyciągnęło moją uwagę. Może potrzebowałem odmiany, kto wie. Może zadziałała ładna etykieta. Efekt tego jest taki, że wypiłem litr płynu o dość ładnej barwie, ale bez piany, o smaku, owszem, miodu gryczanego. Także nawet pisać o czym nie ma, niestety. Na pocieszenie wrzucę dowcip, który gdzieś niedawno czytałem. Do knajpy wchodzi trzech kumpli. Każdy z nich pracuje w innym browarze. Zamawiają. – Tyskie! – woła do kelnera pracownik KP. – Jeden żywiec! – zamawia pracownik Grupy Żywiec. – A ja proszę... coca-colę – mówi ten trzeci, który na co dzień pracuje browarze Ciechan. – No co ty? Czemu zamowiłeś colę? – dziwią się tamci, a on odpowiada: – Wy nie wzięliście piwa, no to ja też nie!