środa, 23 marca 2011

Lwowskie

Miało być tak pięknie, a było jak zwykle. Właściwie gdy widzi się zieloną butelkę, powinien być to znak, że piwo w niej będzie banalne. Zaraz po otwarciu takiego piwa czuję zapach dokładnie taki sam, jaki przed laty czułem, wchodząc do sklepu, w którym sprzedawano... środki ochrony roślin. Czy ktoś mi może wytłumaczyć, co to jest? Lwowskie nie zachwyca, zwyczajne babskie siki, za to kosztuje nieźle! Pozostaje tylko Lwów jako miasto, stare i piękne. Nigdy tam nie byłem, znam je na razie z książek Pawła Jaszczuka i Marka Krajewskiego, ich czterech na razie kryminałów, ale takich, które nie dzieją się nigdzie, tylko właśnie tam. To widać i aż pachnie ten Lwów w tych książkach. I tym sposobem znów zlazłem na literaturę. Czy da się to jakoś leczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz