wtorek, 25 stycznia 2011

Ciechan Porter

"To może być najlepszy porter, jaki piłeś w życiu. Ciemny, mocny, klarowny, z kremową pianką, która pozostaje do końca. Tak doskonały, że nie potrzebuje ulepszeń" – czytam na kontretykiecie Ciechana Portera. I jak rzadko wierzę w reklamę, tak teraz wiem, że nawet i tego nie trzeba było pisać. Toż to poezja czysta! Nie wiem, skąd określenie klarowny, bo przez szklankę nie zobaczysz nic nawet pod światło. Piana jak budyń, wręcz pomarańczowa. Gęsta, mocna. Zero kwasu w smaku. Pomyślałbyś, że do każdej półlitrowej butelki ktoś wlał co najmniej jedną filiżankę espresso! Gdyby Hans Castorp z Czarodziejskiej Góry, wielki amator porterów, miał wybierać, pewnie wybrałby piwo z Ciechanowa.I jak tu nie kochać Ciechana? Na marginesie, producent, chcąc odciąć się piw "niepasteryzowanych" wprowadza określenie NIEUTRWALONE. Ciekawe, co na to producenci podróbek?

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Perła Niepasteryzowana

Kolejny browar idzie za modą, a i niewątpliwie za potrzebą (nomen onen) produkcji piwa niepasteryzowanego. Perła Lubelska zawsze kojarzyła mi się dobrze, głównie za sprawą Zwierzyńca (na marginesie – jest nowa puszka). Teraz prócz Perły Chmielowej i Eksportowej mamy jeszcze, w butelce bezzwrotnej, niepasteryzowane. Czy jest nim w istocie? Wątpię. Mówi o tym data ważności, zbyt odległa. A zatem – piwo niskopasteryzowane albo sterylizowane. Chyba dobrze mówię... Lubelszczyzna w ogóle zawsze kojarzyła mi się z polami chmelu przy drodze z Kazimierza do Nałęczowa albo i dalej, do Lublina. Czemu więc nie zrobić naprawdę niepasteryzowanego, jak to robi Ciechan?! A samo piwo? Już po pierwszym łyku wydawało mi się, że jakieś to wodniste. Potem, że może delikatne – to będzie dobre określenie, na pewno delikatniejsze. Problem w tym, że piwo obeszło się ze mną bardzo niedelikatnie – w nocy ból głowy, a wypiłem tylko trzy. Może jeszcze przez sentyment dam szansę, zobaczymy.

wtorek, 11 stycznia 2011

Cork

W ramach poszukiwań inspiracji i w myśl zasady, że nic, co... łódzkie, nie jest mi obce, w sobotę wybrałem się do miasta Łodzi. Włócząc się po centrum, wypatrywałem sklepików z wiadomym towarem. Było kilka. W jednym pani powiedziała, że Browary Łódzkie już nie robią żadnych własnych marek, tylko dla supermarkerów, np. Kenigera dla Biedronki. Ale już w drugim sklepie pan zaoferował mi piwo noszące dumne logo producenta. I choć rzadko piję portery, tego wziąć ze sobą musiałem. Cork Irish Stout – właśnie tak powinien smakować porter! Zero kwasu, smak wyrazisty, moc taka, jaka powinna być. Weszło chyba nawet za szybko. W Łodzi browary były kiedyś aż trzy, dziś został jeden, choć nazwa pozostała w liczbie mnogiej. Browar nr 1 został założony w 1867 roku przez Karola Gottloba Anstadta. Mieści się do dzisiaj w zabytkowych budynkach i oby szybko nie zniknęły one, robiąc miejsce pod budowę nowych apartamentowców. Na szczęście to nie Warszawa, gdzie rozpierdala się zabytki, bo nowe idzie i srać gdzieś musi... Zdenerwowałem się. Na pocieszenie stosowny fragment Bawełny Wincentego Kosiakiewicza, jednej z pierwszych powieści o Łodzi:

"Posłał rzeczy Juliana przez posłańca do swojego mieszkania, wsadził przyjaciela w dorożkę i pojechali do knajpy.

– Przy kufelku najlepiej się gada – tłumaczył to zaaranżowanie Kański.

I rzucił garsonowi:

– Dwa piwa.

Julian przerwał mu:

– Nie, dla mnie herbata.

– Co? Ty piwa nie pijesz?

– Piję, ale bez wielkiej przyjemności

– To będziesz musiał się przyzwyczaić. Naprzód mamy tu dobre piwo, lepsze niż w Warszawie. A potem... toć to tu pociecha człowieka, prawie jedyna.

Julian uśmiechnął się.

– Widzę po twojej tuszy, że pocieszasz się dość sumiennie..."


środa, 5 stycznia 2011

Lwówek Piastowski

Jako że rok warto zacząć mocnym akcentem, dziś Lwówek Mocny, nazwany Piastowskim. Oczywiście – niepasteryzowany. Świetnie, doskonale, że browar, który latem ponownie zaczął warzyć piwo, rozszerza ofertę. Piwo to zacne, co można stwierdzić już po pierwszym łyku, piana mocna, utrzymuje się na ściankach szklanki, gdy piwa już nie ma. Ojciec tego browaru, książę Henryk Brodaty, oczywiście z dynastii Piastów, byłby dumny. Kiedy kilka lat temu zapytałem pewną aktorkę pochodzącą z tego miasta, czy zna piwo, które w nim rozlewają, tylko wzruszyła ramionami. Potem dodała, że piją je tylko miejscowi żule. I to ci starsi. Teraz, po nowym otwarciu, Lwówek przebojem zdobywa Polskę i nie straszny mu żaden, tfu, Żywiec. I jak znam życie i Ciechana, ktory jest starszym bratem Lwówka, browar będzie poszerzał ofertę. Czekamy zatem na więcej!