piątek, 7 października 2011

Trybunał

Brzmi groźnie. Jak sąd lub więzienie. Postawić kogoś przed trybunałem, wysłuchać wyroku trybunału... A wszystko dlatego, że piwko pochodzi z Piotrkowa Trybunalskiego, z Sulimara. Jeszcze nie piłem złego piwa z tego browaru. Czy tak będzie i tym razem? Tak! Trybunał, do którego wyprodukowania użyto trzech rodzajów słodu: jęczmiennego, pszenicznego i karmelowych, zachwyca najpierw swoją barwą i pianą, potem smakiem, wreszcie mocą. Reklamują je, jako długo leżakowane. Wierzę. Warto czekać. Tak jak warto było czekać na wiadomość, którą dostałem we wtorek i która odrobinę wiąże się z piwem Trybunał. Jedno z największych i najważniejszych wydawnictw w Polsce chce wydać książkę, którą zapoczątkowałem nowy cykl powieściowy i której akcja częściowo dzieje się właśnie w Piotrkowie. Na razie sza. Fragment dam:
Pociąg z Łodzi do Warszawy spóźnił się kilka minut, jednocześnie ekspres wiedeński wjechał na stację w Koluszkach jak zwykle, czyli punktualnie. Stach i Maria musieli się więc nieźle napocić, aby zdążyć z przesiadką. Ale, na szczęście, udało się.

Kiedy niespełna godzinę później wysiedli na stacji w Piotrkowie Trybunalskim, dworcowy zegar wskazywał parę minut po piątej po południu.

– Powrotny mamy dokładnie za dwie godziny – poinformował swoją towarzyszkę Berg, choć nie sprawdził tego wcześnie na tablicy przyjazdów i odjazdów pociągów.

Pod budynkiem dworca wsiedli do dorożki. Detektyw podał fiakrowi adres, który jednak nieco, celowo, zniekształcił, wymieniając numer sąsiedniego domu. Było to starą praktyką, chroniącą przede wszystkim przed pamięcią świadków.

Wtedy, być może właśnie za sprawą nieścisłości przy podawaniu adresu, a może z zupełnie innych powodów ze zmęczeniem podróżą na czele, Potulicką dopadły wątpliwości. A że była kobietą, nie mogła nie obrócić ich szybko w słowo:

– Nie spodziewałam się, Boże, nawet w najczarniejszych snach, że spotka mnie coś takiego... – powiedziała półgłosem, a patrzyła przy tym przed siebie, jakby szerokie plecy człowieka siedzącego przed nimi na koźle były przeźroczyste.

– Co pani ma na myśli? – zapytał uprzejmie i również niezbyt głośno Stanisław Berg.

I wtedy coś w Marii puściło.

– Przemoc, kłamstwa... Co my najlepszego robimy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz