wtorek, 6 listopada 2012

Trybunał Niefiltrowany

Mieszkam na Piaskach. To osiedle, na którym mieszkał bohater filmu Nie ma róży bez ognia. Pamiętacie, jak chodził do administracji? I Bronisława Pawlika, który popijał sobie piwko w małych buteleczkach? W takich właśnie małych buteleczkach kupuję od niedawna piwo Trybunał Niefiltrowany. To kolejne niezłe piwo z Piotrkowa (choć nie rozumiem, czemu zniknęło Ale Ale z tego browaru). Ekonomiczne bardzo, bo w sklepie, gdzie zwykle robimy zakupy, jest w promocji, do tego buteleczki są bezzwrotne. Piwa tego miałem po raz pierwszy kosztować podczas meczy Polska-Anglia na Stadionie Narodowym. Mecz się nie odbył, ale piwo wypiłem w ilości czterech. Spokojnie mogę polecić, nie jest mocne, takie w sam raz na przerwę w pracy. Jedyny minus, że się nachodzić do lodówki trzeba.

piątek, 2 listopada 2012

Namysłów Pils

Dawno mnie tu nie było, co nie oznacza, że nie piłem. Owszem, piłem, testowałem, oceniałem. Dość wysoką notę otrzymał Namysłów Pils w zielonej bezzwrotnej butelce. Ma wszystko, co winien mieć pils. Jest lekki i smaczny. Warto mieć zapas w lodówce, nie zmarnuje się z pewnością. Wypiłem dwa, wróciwszy jakiś czas temu z wieczoru autorskiego w Łodzi, choć przywiozłem ze sobą trzy Pyszne, które są tylko tam do kupienia i jeszcze w Radzyminie. Było to wymarzone ukoronowanie dnia pełnego wrażeń. Świat przez zielone szkiełko wygląda bowiem zupełnie inaczej.

wtorek, 4 września 2012

Krakowiak Nieklarowny

I kolejne piwo z Browaru Południe, Krakowiak Nieklarowny. Muszę powiedzieć, że odrzuca mnie, gdy etykieta piwa jest zbyt krzykliwa, jakieś czerwienie, zielenie, srebra i złota. Może w środku jest coś dobrego, ale ja mam blokadę. Dlatego nie kupiłem jeszcze i nie piłem piwa na przykład z browaru Fortuna. Browar Południe, szykując design swoich produktów, musiał współpracować z grafikiem, który zna się na rzeczy. I chyba robił coś wcześniej dla Krakowskiego Kredensu. Podobne, prawda? Do tego zawieszka na szyjce butelki, gdzie podano sposób serwowania piwa niefiltrowanego. Nalejmy więc i wypijmy. Ale najpierw popatrzmy. Kolor urynalny (gdzieś przeczytałem to określenie i bardzo mi się spodobało). Smak. Poprawny, bez uniesień. Wypiłem dwa i poczułem nawet moc. Może się poprawi, bo warto, by Kraków, prócz małych browarów restauracyjnych, miał coś swojego. Żeby pić piwo z tego browaru, siedząc gdzieś na murku na Kazimierzu lub nad Wisłą (ciekawe, czy straż miejska tam mocno łapie?). Lub gdziekolwiek, bo to miasto magiczne. Zapytano W. Allena, przy okazji premiery filmu promującego kolejne miasto europejskie, czyli Rzym, czy nakręciłby film w Krakowie. Powiedział, że tak. Za 15 milionów dolarów. Póki co może promujmy Kraków Krakowiakiem Nieklarownym.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Podhalańskie

Hej! – że się przywitam jak na Podhalu. Nic nie napisali, kto Podhalańskie wyprodukował, ale look podsuwa mi myśl, że to może być Browar Południe z Krakowa, dawny GAB, który od niedawna atakuje mocno i z dobrym skutkiem. Podhalańskie jest całkiem smaczne, powinno na dobre zagościć właśnie tam, skutecznie konkurować z Tatrą. No i pewnie jeszcze lepiej by smakowało, gdyby pić je pod Giewontem, na Krupówkach czy gdzieś obok. Piwo i Tatry kojarzą mi się szybko i jednoznacznie z jedną osobą, z Witkacym. Tak jak na etykiecie piwa Pyszne jest Ernest Hemingway, tak ktoś powinien dać na etykietę piffka jakiegoś portret Witkaca, który był trunku tego wielkim miłośnikiem. Może kiedyś. W każdym razie do Podhalańskiego warto wracać, tak jak warto wracać w Tatry.

środa, 1 sierpnia 2012

Darłowiak

Lwówek wypuścił specjalne piwo dla miasta zachodzącego słońca, jak brzmi napis na etykiecie, czyli Darłowa. Pani w mojej budce sprowadziła je po tym, jak zobaczyłem to piwo na facebooku. W Darłowie nigdy nie byłem. Kojarzy mi się dobrze. Tam wszak odbywa się impreza literacka, promuje się kryminały. Tam chętnie jeździł Tyrmand, który później umieścił w tym mieście akcję powieści Siedem dalekich rejsów. Może kiedyś. Wierzę, że pobyt w Darłowie będzie przyjemniejszym doznaniem niż picie Darłowiaka, który ewidentnie nie wyszedł mistrzom ze Lwówka. Jest przede wszystkim za słaby, bo ma ledwo 4,2 %. Niepasteryzowany, ale coś tu nie gra, coś nie pasuje. Nijak się ma do Lwówków Książęcego i Ratuszowego. No i jest to pierwsze od dawna piwo, które w ogóle nie ma piany! Jak to możliwe? Oj, szkoda, szkoda... Pisał Tyrmand we wspomnianej powieści: "Kiedy kobiety nie umieją odmawiać (…), upada kultura i więdną sztuki piękne. Kiedy kobieta potrafi powstrzymać rękę, ściągającą jej majtki, ręka pisze „Cierpienia młodego Wertera”, układa elegie, tworzy piękno i sięga po pojedynkowy pistolet, którego strzał otwiera oceany uczuć subtelnych i tkliwych." I nic na to nie pomoże nawet Darłowiak...

wtorek, 31 lipca 2012

Tyskie Klasyczne

Kompania Piwowarska się ruszyła. Dotąd Tyskie to było tylko Gronie i Książęce. Pierwsze nałogowo pije mój szwagier, ja wolę Książęce. Teraz pojawiają się trzy nowe mutacje tego ostatniego. Ale zanim po nie sięgnę, parę słów na temat Tyskiego Klasycznego. Pierwszy raz widziałem je na majówce w Sandomierzu. Etykieta przykuwa wzrok. Jestem pewien, że gdybym kupił je wtedy, schłodzone, i wypił na miejscu jak kolega Ciepłotek, może by mi podpasowało. Wszak na smak piwa składają się nie tylko chmiel i woda, ale okoliczności i towarzystwo, w którym się pije. Kupiłem, posmakowałem i wyszło coś miernego, bez szczególnych uniesień. A szkoda.

piątek, 27 lipca 2012

Pirackie

A na deserek coś ekstra! Pirackie z browaru Amber to istna perełka. Czarna perła, można powiedzieć, bo barwę ma ciemniejszą i moc, bo aż 8,1. Coś pięknego, coś pysznego. Myślę, że gdyby piraci pływali po naszych wodach, z pewnością raz na jakiś czas zawijaliby do portu po Pirackie. Wszystko w tym piwie gra – smak, wysycenie, barwa. Płaciłem za nie jedyne 1 złotych 60 groszy. Od jakiegoś czasu fascynuję się piratami, noszę się z zamiarem napisania kiedyś powieści awanturniczej o kaprach królewskich. Póki co może mały fragmencik, który znalazłem, z powieści Śmiertelna misja:
W tym samym momencie do prawej burty statku dobił duży ponton. Pojawił się właściwie znikąd – takiego najczęściej sformułowania używała załoga w późniejszych zeznaniach, nawet ci, którzy w tym czasie nie spali w kubrykach. Po chwili kilka lub kilkanaście cieni zaczęło wspinać się z iście małpią zwinnością i w całkowitej ciszy po burcie "See Atlantic".
Wydawane półgłosem i lub szeptem, a tym bardziej przy pomocy umownych gestów komendy nie były w stanie zdradzić narodowości tych ludzi. Natomiast sposób, w jaki się poruszali, szybkość, z którą rozpierzchli się po pokładzie statku, a wreszcie przedmioty, które mieli w rękach – wszystko to jednoznacznie świadczyło o ich zamiarach.
– Ręce do góry! – krzyknął jeden z nich łamaną angielszczyzną, przekraczając próg mostka kapitańskiego.
Kapitan Marciulionis właśnie wyciągał rękę, aby nacisnąć przycisk, kończący napełnianie filiżanki. Wiedział jednak dobrze, że jeśli nie wykona polecenia człowieka w czarnej kominiarce na głowie i z wycelowanym w niego automatem Kałasznikowa, stanie się coś gorszego niż rozlanie kawy. Uniósł ręce w górę posłusznie, choć powoli, żeby nie drażnić przeciwnika żadnym gwałtownym ruchem.
– O co chodzi? – zapytał również z międzynarodowym języku żeglarzy, ale nie otrzymał odpowiedzi.
W mgnieniu oka pomieszczenie wypełniło się identycznie ubranymi osobnikami. Ciężkie buciory zabębniły na podłodze. Wiedzieli dobrze, co i jak robić. Na pierwszy ogień, a raczej cios kolbą automatu poszło radio. Roztrzaskane kilkoma celnymi uderzeniami, dokonało żywota miażdżone pod obcasami żołnierskich buciorów. Inny z napastników, chyba był to ten, który wpadł na mostek jako pierwszy, brutalnie odepchnął Litwina od pulpitu sterowniczego i zaczął coś przy nim manipulować. (...)

czwartek, 26 lipca 2012

Amber Mocny Red

Red, niestety, tylko na etykiecie. Ale poza tym to nieźle. Zawsze mam kłopot z małymi butelkami, bo na wakacjach piję z naczyń półlitrowych. Jak dozować? Ale jakoś daję radę. W dodatku te małe buteleczki są zwrotne i kaucja za nie wynosi 40 groszy, czy więcej niż za duże. Amber Mocny Red to zdecydowanie piwo dla budowlańców, gdyż moc swoją ma, a spokojnie można je ukryć w robotniczej dłoni. Dwa łyki i po sprawie, można wracać na dach. Smakiem specjalnie nie powala, ale też mordy nie wykrzywia. Kolejne przyzwoite piwo w palecie browaru znad morza.

środa, 25 lipca 2012

Amber Naturalny

Po dłuższej przerwie wracam do pisania o piwach, co nie znaczy, że przez ten czas nie piłem. Owszem,  nic się nie zmieniło, ale jakoś z czasem gorzej. Najpierw cyzelowałem jedną książkę, potem drugą, a czeka mnie trzecia. Urlop zawsze sprzyjał eksperymentom. Tym razem byliśmy w Krynicy Morskiej. W sklepach kiepsko, jeśli chodzi o zaopatrzenie w piwo. Tylko w jednym nieco lepiej. Najwięcej mieli produktów Browaru Amber z Bielkówka koło Gdańska. Omawiałem już w tym blogu Amber Naturalny, ale muszę nieco zrewidować swój pogląd. Otóż nad morzem i pite z butelki, w dodatku na balkonie i w dobrym towarzystwie piwo wiele zostało. Nie jest co prawda naprawdę niepasteryzowane, ale byłem to w stanie wybaczyć. Produkty z tego małego browaru w istocie zasługują na to, by je kupować. No i nazwa, tak browaru, jak i piwa. Amber. Bernstein, bursztyn. Mierzeja Wiślana to miejsce, gdzie najłatwiej go znaleźć. Kiedyś był to towar eksportowy, po który wyprawiali się tu kupcy z południa Europy. W powieści, która wyjdzie jesienią, a której akcja rozgrywa się tam właśnie, pisałem: Było to wielkie emporium, gwarny port z cumującymi weń łodziami i większymi statkami, na których uwijali się żeglarze o ciemnej skórze. Obwałowanie i urządzenie osady, brzęk monet, przewalający się uliczkami wielojęzyczny tłum kupców i niewolników, jak i pędzone na handel czy ubój stada krów, owiec i świń, wreszcie szczególna gościnność Prusów – wszystko to zrobiło na przybyszach ogromne wrażenie...

piątek, 1 czerwca 2012

Lach

Dzięki temu piwu zdanie "Wisi mi lacha" oznacza "Jest mi winny piwo". A czy warto się napinać? Jeśli już się założyłeś i wygrałeś zakład, to zawsze warto. No i warto wspmnieć, że już Sienkiewicz w Ogniem i mieczem pisał: Ja tego Lacha znaju!, co powiedział Tuchaj-bej na widok Skrzetuskiego. 
Lach z Grybowa reklamowany jest jako piwo mocne. 6,8 vol to, powiedzmy, waga lekkopółśrednia, choć po wypiciu dwóch trochę mi w głowie szumiało. Co jeszcze? Piana długo utrzymuje się na ściankach szklanki, choć smak mówi, że to nic szczególnego, żadne delicje. Wypić się da. Może to wina wody, co? Może własna studnia głębinowa, o które napisano na kontretykiecie, to nie nie wiadomo co? Nie wiem. Wiem, że na jednym teście się skończy.

wtorek, 22 maja 2012

Zagłoba Okocimski

Pierwsze pytanie: czy ma coś wspólnego z dawnym Zagłobą, którego, obok leżajska, piło się w Bieszczadach? To właśnie z kapsli po tych piwach ktoś kiedyś ułożył sobie... terakotę w namiocie. Oczywiście, że ma! To przecież piwo, które wyprodukowano w Browarze Okocim. Jak głosi reklama i nie kłamie, jest dostępne jedynie w sieci Biedronka. No to nabyłem trzy, zatrzymując się na chwilę w Lidzbarku Welskim. Wypiłem tego samego dnia. Co mogę powiedzieć? Że jak na konserwę jest całkiem niezłe, piana utrzymuje się długo, barwa też niczewgo sobie. Myślę, że warto Zagłobę ze sobą zabierać, tego lata, wybierając się w plener.

wtorek, 15 maja 2012

Reklama, reklama...

Są ludzie, którzy w Warszawie zajmują się ratowaniem starych neonów. Wiele z nich wróciło już na swoje wcześniejsze miejsca. Ale chyba nikt nie ratuje reklam piwa. I chyba nie trzeba tego robić, gdyż nic (może prócz posłów-debili, chciących wychowywać naród w trzeźwości za wszelką cenę) im nie grozi. Podczas wojaży po kraju wiele razy widziałem kasetony piw, których już nie ma lub się bardzo zmieniły. Jak na przykład ostatnio, w majowy weekend, na sklepiku nad zalewem Sielpia w Świętokrzyskiem. Czyż to nie jest piękne?

wtorek, 17 kwietnia 2012

Kujawiak

Co pomyśleć o piwie a) w puszcze, b) z Żywca, c) za dwa złote, d) pasteryzowanym? Że to produkt piwopodobny, do którego, jak to w Żywcu, nalano spirytusu. A jednak patriotyzm lokalny nakazał mi, w drodze na święta, nabyć kilka Kujawiaków. Kujawiak kojarzy się ze stolicą teg pięknego regionu Bydgoszczą... Tak, to już siedem lat, jak włóczyłem się po ulicach tego zapomnianego miasta, zastanawiając się, czy nie skoczyć czasem do Brdy. Ale nie skoczyłem. Do 2006 roku Kujawiak warzony był właśnie tam, następnie jego produkcja została przeniesiona do Warki i Elbląga – stoi na Wikipedii. No to pijemy i... miłe, bardzio miłe zaskoczenie. Kujawiak pysznym piwem jest! Pijmy zatem Kujawiaka, za Stachurę!

poniedziałek, 19 marca 2012

Wrocławskie

Lwówek nam się rozkręca! Kolejne piwo to pilzner o nazwie Wrocławskie, leciutki, z wyraźną goryczką i piękną etykietą. Wrocław zawsze będzie mi się kojarzył z E. Mockiem z powieści Marka Krajewskiego. Mało kto tak jak on opisuje dziś na przykład sposób jedzenia, w ogóle jedzenie, a także i picie, w tym piwa. Szkoda, że Mock został zamieniony na Popielskiego i Lwów, co nie zmienia faktu, że na każdą z książek Krajewskiego czekam i będę czekał z niecierpliwością. Denerwuje mnie natomiast wysyp kryminałów retro (retro – czytaj: XX-lecie międzywojenne). Wystarczy znaleźć miasto, co to kiedyś było niemieckie, powołać do życia komisarza Schnydtke czy Pompke i kryminał gotowy. Ech, na epigonów powinien być paragraf...

wtorek, 6 marca 2012

Raciborskie Mocne

Kolejny produkt z tego browaru, który nie przeczy hasłu na kontretykiecie: MY PIWO TWORZYMY, INNI JE PRODUKUJĄ. Siódemka, więc moc ma, smak głęboki, słodkawe, piana utrzymuje się długo. Szkoda tylko, że pasteryzowane. Poza tym jednak wszystko, włącznie z etykietą, zachęca, by po Raciborskie Mocne sięgać częściej.

wtorek, 28 lutego 2012

Lwówek Belg

Trzecie piwo rozlane w najstarszym browarze w Polsce. Tym razem typu ale, tradycyjnie nieutrwalone. Smakuje, jak każdy produkt Lwówka, wyśmienicie. Strzelam, że lepiej niż piwa belgijskie. Jeśli już przy tym jesteśmy, z okazji Euro mają powstać w Polsce ogródki z belgijskim piwem. Pewnie będzie to Stella Artois, nad czym ubolewam. Piłem to piwo, będąc kilka lat temu na wycieczce w Brukseli. Wycieczka była szczególna, bo zorganizowana przez biuro europosła z Warmii i Mazur, który raz na pół roku mógł zaprosić za darmo autokar wyborców, by zobaczyli sobie parlament europejski. No to pojechaliśmy z żoną. Towarzystwo mieszane: związkowcy z kolei, ludzie ze stowarzyszenia Dzieci Wojny, młodych par najmniej. Na szczęście nie było śpiewów Szła dzieweczka..., za to literek gorzałki pękł od razu. Mordęga jazdy przez kraj, mordęga nocnej jazdy przez Niemcy. Za to już przez południem dnia następnego zwiedzanie parlamentu (przy wejściu do PE jednemu z dziadków skonfiskowali kozik) i miasta, grupą, a potem indywidualnie. Kolejnego dnia śniadanie, na którym tradycyjnie buraki zaczęli robić sobie kanapki na zaś, za co opierdoliła ich rosła kelnerka, Murzynka. I znów zwiedzanie, choć tylko do 17, bo autokar odjeżdża, a hotel daleko, bo przy lotnisku i kwaterze głównej NATO. Nie pojechaliśmy, zostaliśmy sami w mieście, by dopiero wtedy zacząć prawdziwe zwiedzanie wieczornej Brukseli. Na Starym Mieście, oczywiście, powszechny język polski, wszędzie bary pod tęczową flagą, prawdziwa atmosfera europejskiej stolicy. Wróciliśmy nocą metrem i ostatnim autobusem. Pod hotelem spotkaliśmy uczestników wycieczki, co to właśnie kończyli zabawę... pod hotelem. – Ale fajnie w tej Brukseli – chwalili.

wtorek, 21 lutego 2012

Książ Czarny Specjał

Nazwa jak nic kojarzy się z Czarnym Specjalem z Elbląga. Różni się tylko poprzeczką. No ale słowa to nie wszystko, ważne, co w środku. Z Książ Czarny Specjał pełen jest niespodzianek! Kupiłem tylko jedną butelkę, gdyż środa przed dwoma tygodniami nieco różniła się od innych piwnych śród. Wyskoczyliśmy z żoną do kina na II część Sherlocka Holmesa. Dedustacja dopiero po powrocie. Piwo jest mocne, bo to dziewiątka, słodkawe jak Warka Strong, ale lepsze. Piło się powoli, smakowało, delektowało. Moc tę się czuło. Podejrzewam, że po dwóch byłbym gotowy. Kiedyś to zrobię, bo to piwo, do którego warto wracać, piwo, które nie oszukuje, nie składa obietnic bez pokrycia.